Czasami jest tak, że nie chce się wstać. Tak jakby pozostanie w łóżku miało chronić przed całym światem. Zbroja z kołdry, poduszki jako tarcze. Do tego tulące ciepłe ramiona – i jestem bezpieczna. Bezpieczna, lecz nie-spokojna.
Od 5 rano nie śpię. Chmury gradowe bijące się w głowie dudnią od ucha do ucha nie pozwalając spać. Myśli kotłują się, męczą i dręczą. Niczym małe potworki przytrzymują opadające powieki. Zmęczona zasypiam co chwilę, by budzić się znów i znów..
I wtedy przychodzi ratunek. Na czterech łapkach, cichutko. Najpierw pyta czy może, swoim gardłowym mruknięciem. A za chwilę już jest – przygniata mnie swoim kilkukilogramowym ciałkiem. Ociera się, tuli. I ratuje mnie swoim mruczeniem – tak głośnym, że potwory myślowe nie są mi straszne. Nie słyszę już nic. Tylko mrrrrr..
Zasłuchuję się więc w tej kociej muzyce. Głaszczę drżącego Kiciusia i odpoczywam. W końcu. Jest 7.30. Dzień dobry.
No nie, niczym nasz Rudy :)))